Całe życie opowiadam historie.
Zaczęło się na letnich koloniach.
Pierwszej nocy położono nas, dziesięć małych dziewczynek, na łóżkach polowych w sali lekcyjnej wiejskiej szkoły. Opiekunka zgasiła światło, nakazała ciszę nocną i zostawiła nas same. Z ciemnych kątów wypełzły wszystkie strachy. Coraz głośniejsze pochlipywanie przenosiło się z łóżka do łóżka. Wtedy zaczęłam opowiadać. Byłyśmy już za duże na Siedmiu krasnoludków, więc improwizowałam. Wątki z Pipi Lansztrung łączone z historiami Ani z Zielonego Wzgórza osadziłam w realiach własnego podwórka. Kiedy się zacinałam, dziewczynki zachęcająco pytały co dalej. Snułam tę opowieść, aż spokojne oddechy uśpiły również mnie samą.
Co noc nowe historie odwracały nam uwagę od tęsknoty za domem.
Wtedy instynktownie odkryłam moc opowieści.
Marzyłam, żeby pisać książki, ale wybrałam dziennikarstwo, jako pewniejsze źródło utrzymania.
Na ostatnim roku trafiłam na praktyki do TVP Katowice. Zakochałam się w połączeniu słowa z obrazem. To dopiero jest siła.
W telewizji przeszłam wszystkie szczeble wtajemniczenia.
Szlify zdobywałam w programie informacyjnym. Bywało, że jednego dnia trzeba było zrealizować aż trzy tematy. Zabójstwo taksówkarza, bezrobocie na Śląsku i wystawę gadów egzotycznych.
Teksty kończyłam pisać w biegu w długim korytarzu prowadzącym do sal montażowych.
Potem już nic nie było tak stresujące, ale pojawiały się coraz większe wyzwania twórcze.
Dobrze wspominam Bufet polityczny, realizowany z zawsze perfekcyjnie przygotowanym Jurkiem Zawartką. Przyjeżdżali do nas politycy z pierwszych stron ogólnopolskich gazet.
Przy autorskim programie Co w kraju piszczy, współpracowałam z satyrykami z Zespołu Adwokackiego Dyskrecja i z najlepszymi reporterami z całego kraju.
Później rozpoczął się trwający do dziś, gorący romans z dokumentalną opowieścią o człowieku.
Przez kilkanaście lat tworzyłam reportaże dla Magazynu Ekspresu reporterów.
Jadłam kotlety z mięsa znalezionego na śmietniku przyrządzone przez bezdomnego bohatera, Grzegorza (Kuchnia polska).
Planowałam wyprawę do Indii z Katarzyną, która nie mogła się ruszać, ani mówić, ale zorganizowała wielki charytatywny koncert połączony z pojazdem mody (Ołówek, Uwolnić motyla).
Rozczulała mnie pani Grażyna Wołowiec, kiedy zaatakowana na ulicy, szukała pocieszenia u sfatygowanej maskotki misia, którego nosiła w kieszeni (Dlaczego Smerfetka płacze).
Zauważyłam pewien fenomen. Dobrze opowiedziana historia może zdziałać cuda. Może zmienić życie bohatera i nadać mu nowy sens. Najbardziej spektakularne historie opisałam w książce Sława, pieniądze i miłość, telewizja może zmienić twoje życie.
W serialu dokumentalnym Młodzi lekarze (TVP 1, reżyseria razem z Aliną Mrowińską) jeździliśmy z kamerą karetką pogotowia ratunkowego, obserwowaliśmy z bliska operacje na otwartym sercu, przyjście na świat trojaczków, operację dziecka w łonie matki, reanimację i różne dziwne przypadki na szpitalnym oddziale ratunkowym.
Mieliśmy codziennie trudne egzaminy z subtelności realizacyjnej. To była wyższa szkoła pracy dokumentalnej,
Na planie serialu Chwile szczęścia (Canal+) działa się magia. Wszystko, co wydawało się prawie niemożliwe, tam doskonale się udawało. Ludzie otwierali się przed głównymi bohaterami i opowiadali intymne historie swojego życia.
Pracowaliśmy po kilkanaście godzin dziennie, krótko spaliśmy, ale co rano z takim samym zapałem zaczynaliśmy zdjęcia. Byliśmy ciekawi, co fantastycznego nam się jeszcze przydarzy.